Zwyczaje i tradycje wielkanocne na terenie Pojezierza Brodnickiego w gminie Brzozie
Okres Wielkiego Postu rozpoczynała Środa Popielcowa, poprzedzona tzw. „ zapustami’, jest to czas zabawy i radości, w tym czasie piecze się paczki oraz faworki, jest to czas również przeznaczony na modlitwę w kościele – Droga Krzyżowa, rekolekcje. W Środę Popielcową chodzi się do kościoła, gdzie głowy wiernych kapłan posypuje popiołem na znak pokuty i umartwienia. Popiół symbolizuje proch, w jaki każdy się przemieni po śmierci. Dziadek opowiadał, że robił kukłę przedstawiającą Judasza i topił ją z rówieśnikami w rzece.
W każdy piątek w okresie Wielkiego Postu w kościele odprawiane są nabożeństwa drogi krzyżowej, a w niedzielę nabożeństwo gorzkich żalów. Do kościoła bardzo często chodziło się pieszo pomimo dalekiej drogi i wielkiego błota. Babcia często opowiadała, że zdejmowała buty i szła na boso. W ten sposób dbała o buty, żeby się nie zniszczyły. Nogi myła potem w strumieniu.
Okres Wielkiego Postu był czasem ograniczenia spożywania potraw mięsnych, w tym czasie spożywano śledzie oraz postne zupy. W każdy piątek Wielkiego Postu w domu moich dziadków spożywano chleb moczony w oleju rzepakowym, który był tłoczony na zimno. Teraz byłoby to przejawem zdrowej diety, ale kilkadziesiąt lat temu to było postne danie. Dzieciom ograniczało się słodycze. Dodatkowo obowiązywał szczególny post w piątki i środy.
Sąsiadka opowiadała, że pod koniec postu rozprawiano się z daniami postnymi w „okrutny sposób”. Przybijano śledzia gwoździem do drzewa, a garnek z żurem zakopywano w ziemi jako uprzykrzone potrawy. Dlatego też, kiedy mijał wielki post, wszyscy z radością zasiadali do suto zastawionego stołu w śniadanie wielkanocne.
Ale żeby zasiąść do śniadania wielkanocnego, trzeba było przygotować się. Zaczynało się od wielkich porządków, bielono ściany domów, myto okna, wietrzono pościel i szorowano drewniane podłogi słomą. Świąteczne porządki mają również charakter symboliczny, gdyż wymiatając brud, który oznacza pozbycie się wszelkiego zła i pozostałości zimy.
W Niedzielę Palmową z pięknie przyozdobionymi palmami na pamiątkę wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy idziemy z rodziną do kościoła. Święcimy palmy. Robimy to na cześć wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy. Poświecone palmy –symbol nieśmiertelności dusz, chroniły domy od złego.
Palemki przeważnie kupujemy, ale dawniej nasze babcie robiły je własnoręcznie z suszonych kwitów, bazi i dekorowały je kolorowymi piórkami.
Zadbano również o potrawy, solono, wędzono szynkę, wyrabiano kiełbasy, wypiekano babki wielkanocne oraz inne smaczne ciasta.
Malowano jajka, kiedyś nie było tak pięknych kolorowych farbek oraz ozdób ani gotowych pisanek, więc malowano jajka w wywarze z łupin z cebuli oraz z młodego żyta.
W Wielki Piątek na znak cierpienia Pana Jezusa moja babcia oraz dzieci w rodzinnym domu mojej mamy dostawały tzw. : „Boże rany”. Był to śmigus – dyngus, ale gałązkami głogu, z kolcami. Dziadek przychodził rano, kiedy wszyscy byli jeszcze w lóżkach, aby ich wysmagać, mówiąc przy tym: „Któryś cierpiał za nas rany” – na znak przypomnienia Meki Pańskiej.
W Wielka Sobotę dzieci malowały jajka i szykowały koszyki ze święconką. W koszu centralne miejsce zajmował baranek na znak zmartwychwstałego Chrystusa. Oprócz tego była szynka- znak, że kończy się post, sól i masło – symbol dobrobytu, chleb, babka wielkanocna. Nie zabrakło również malowanych jaj jako symbolu odradzającego się życia. Z koszykami szło się do kościoła, aby wszystko poświęcić a potem zjeść podczas świątecznego śniadania. Wieczorem w wielką Sobotę, kiedy babcia przynosiła wodę świeconą po mszy św. z kościoła, kropiła wszystkie potrawy w spiżarni oraz w lodówce i wtedy można było już próbować wszystkich smakołyków.
W Niedzielę Wielkanocną odświętnie ubrani idziemy do kościoła na mszę rezurekcyjną. Potem jemy śniadanie. Na tradycyjnym stole nie mogło zabraknąć: kiełbasy, pieczonego mięsa, smakowitych wędlin, ryb w galarecie, bab wielkanocnych, mazurków barwnie zdobionych, serników czy przekładańca.
Po południu w I dzień świat wszyscy wyczekiwali przyjścia zająca, który zostawiał słodycze i tylko słodycze, często bardzo skromne, w gniazdkach robionych z siana w pobliskim lesie. Gniazdka trzeba było przygotować w sobotę i było to zajęcie dla dzieci. Wszyscy bardzo się starali, aby gniazdka były ładne i w dobrym miejscu, np. pod krzakiem lub drzewem. Teraz wygląda to inaczej niż czasach dzieciństwa mojej mamy, prezenty od zająca są bardziej okazałe a i chyba radości też już mniej.
Drugi dzień świąt to zabawa i śmigus – dyngus. Wczesnym rankiem przychodzili tzw. „smagacze” z rózgami z brzozy i było wielkie smaganie a i często lanie wodą. W łóżku pozostawało tyle liści z gałązek, że trzeba było sprzątać pościel. Jednak nikt nie chciał być pominięty w smaganiu i chętnie wpuszczano dzieci do domu. W zamian dzieci otrzymywały słodycze oraz malowane jajka, w dzieciństwie mojej mamy nie otrzymywało się pieniędzy.
Nasz dziadek miał też zwyczaj smagać panny, które przyjeżdżały do kościoła bryczką zaprzęgniętą w konie, było wiele śmiechu i radości. Każda dawała się wysmagać, panny, które wtedy dziadek smagał rózgami wspominają to do dziś jako dobrą zabawę.
W domu rodzinnym mojej mamy „lany poniedziałek” był dosłowny ze względu na bliskość stawu z wodą. Często zabawy rozpoczynały się od polewania woda z „ psikawki” a kończyły się na wrzuceniu do wody.
Zabawom tym towarzyszyła często rodzina, która z racji świąt przyjeżdżała w odwiedziny.
Uczniowie IIB Gimznazjum z Brzoziu (2011-2012):
Maria Florkiewicz
Magdalena Rogozińska
Janusz Orłowski
Wiktoria Sikorska
Pod opieką wychowawczyni Anny Siudowskiej-Nawrockiej
Sponsorem artykułu jest „Agroturystyka nad jeziorem Sopień” – Mały Głęboczek i Firma „Grawer” z Brodnicy – Bogdan Korecki